„Gazeta Polska Bukowiny” nie raz pisała o artystce poziomu europejskiego Auguście Kochanowskiej (1868-1927) z Czerniowiec. Jednak gdzieś za kulisami skrywana jest informacja o rodzinie, w której się urodziła, dorastała, otrzymała podstawowe wykształcenie i szlacheckie wychowanie. Przecież w tamtych czasach, czyli w drugiej połowie XIX wieku, takie wychowanie było decydujące. Rodzina Kochanowskich miała trzy córki i najmłodszego syna.
A historia tej inteligentnej i zamożnej rodziny rozpoczyna się 8 maja 1859 roku, kiedy Józef KOCHANOWSKI, młody i obiecujący urzędnik państwowy, poślubił Wiktorię, córkę doradcy rządowego i sekretarza sądu Ferdynanda Syrzystie oraz jego żony Augusty.
Józef urodził się 28 listopada 1832 roku w miejscowości Siret na południowej Bukowinie, w rodzinie pracownika Felicjusza i Karoliny Kochanowskich, należących do rodzin polskich i pochodzących z Galicji. Chłopiec ukończył tam bursę ukraińską, a następnie uczył się w Pierwszym Gimnazjum Cesarsko-Królewskim w Czerniowcach (obecnie Liceum nr 22 im. A. Kochanowskiego). Studia tam nie były łatwe. Z dokumentów gimnazjum wynika, że w 1850 roku w tym gimnazjum z 32 uczniów, którzy dostali się do klasy maturalnej, tylko 18 otrzymało maturę, dającą prawo do podjęcia nauki w szkole wyższej.
Matura w ogóle w Galicji Habsburgów była kryterium wykształcenia i przynależności do inteligencji. Po ukończeniu szkoły średniej Józef Kochanowski studiował prawo na Uniwersytecie Wiedeńskim. Ze stolicy wrócił do Czerniowiec, gdzie otrzymał dość prestiżowe stanowisko funkcjonariusza policji finansowej. Bardzo szybko zrobił całkiem udaną karierę. Ponieważ już w 1855 roku został mianowany aktuariuszem okręgowym w mieście Seret (dziś był by analitykiem finansowym i konsultantem w dziedzinie ubezpieczeń). W 1858 roku pracował jako wojskowy urzędnik finansowy w Křenowicach na Morawach. A w 1860 roku został mianowany komisarzem powiatowym, czyli szefem administracji powiatowej w Czerniowcach.
W drugiej połowie XIX wieku dla Czerniowiec nadchodzi era postępowa – po pomyślnym przeprowadzeniu reform administracyjnych miasto staje się stolicą obwodu koronnego Bukowiny. A to zupełnie inne możliwości dla władz miejskich i regionalnych oraz ich mieszkańców. To tutaj młody, wykształcony, ambitny urzędnik państwowy Józef Kochanowski spotkał bardzo młodą, uroczą młodą pannę Wiktorię, urodzoną 29 września 1839 roku w Czerniowcach i będącą córką szanowanego w Czerniowcach sekretarza sądu i doradcy rządu Ferdynanda Sirzystie i jego żony Augusty.
Młodzi ludzie pobrali się i mieszkali przy Ringplatz 9 (obecnie pod tym adresem znajduje się słynny hotel Allure Inn). I oczywiście pod tym adresem urodziła się pierwsza córka, Maria, lub jak ją nazywano w dzieciństwie Micia. Druga córka Jadwiga urodziła się w 1866 r.
Dowodem na to, że Czerniowce w bardzo szybkim tempie zaczęły nabierać cech miasta europejskiego, był odrębny okólnik sporządzony przez doradcę rządu cesarsko-królewskiego i komisarza okręgowego Józefa Kochanowskiego. Są to materiały normatywne do ustawy z dnia 15 listopada 1867 r. o zgromadzeniach, która stała się główną normą prawną regulującą tworzenie i działalność stowarzyszeń i związków politycznych i niepolitycznych.
Ponadto ważne są normy regulujące normy stosunków społecznych, w tym te, które dotyczą trybu organizowania bali, tańców, koncertów, dozwolonych i zabronionych zabaw, szkół tańca.
Później ojciec otrzymał stanowisko w Sadagórze i tam 6 lipca 1868 roku urodziła się przyszła sławna artystka Augusta Kochanowska, która rozsławiła jej rodzinę.
W tamtych czasach przynależność wysokich urzędników do otwartych lub zamkniętych męskich stowarzyszeń była prestiżem. Odwiedził ich także komisarz okręgowy cesarsko-królewski Józef Kochanowski, będący członkiem komitetu stowarzyszenia strzeleckiego, a najwyższym mistrzem strzeleckim był inny szanowany Kochanowski – burmistrz Czerniowiec Anton Kochanowski.
W 1870 r. życie rodziny uległo całkowitej zmianie – Józef Kochanowski wraz z rodziną przeniósł się do Kimpolung na południowej Bukowinie, gdzie otrzymał stanowisko starosty powiatowego. Było to wysokie stanowisko państwowe, mianowane osobiście przez Cesarza. Pozostałą część urzędników w powiecie mianował sam starosta. Zarządzanie administracyjne w dziedzinie gospodarki, oświaty publicznej, służby zdrowia i policji, czyli w skrócie całym życiem tego górskiego miasteczka, należało do władzy starosty Kochanowskiego. Choć więc miał ogromne prawa, miał nie mniej obowiązków i odpowiedzialności.
Jest całkiem jasne, że życie tego kurortu Kimpolung, położonego na malowniczym górskim terenie, i jego mieszkańców zależało zarówno od uchwalonych wówczas w Wiedniu praw, jak i od mądrych i wyważonych decyzji wodza Kochanowskiego przede wszystkim. A ponieważ miasto słynęło jako kurort, było tu wiele obiektów rozrywkowych. Zwłaszcza duża część szlachty z dużych miast i stolic przyjeżdżała na wypoczynek i poprawę zdrowia. I trzeba było wszystko uporządkować, zachować właściwy porządek i spokój. Miasto było wówczas wieloetniczne i wielowyznaniowe. A wszystko to wymagało ciągłej pracy starosty Józefa Kochanowskiego.
Na tym stanowisku pracował przez piętnaście lat, wdrażając postępowe ustawy, w szczególności reformy administracyjne, które polegały na oddaniu większej władzy w terenie, na rzecz rozwoju tego miasta i zdobył szacunek zarówno jego mieszkańców, jak i władz stolicy . Józef Kochanowski był wówczas władcą bardzo postępowym i rozważnym, dobrym zarządcą. Dobrze rozumiał, że Kimpolung miał ogromne możliwości i perspektywy rozwoju usług uzdrowiskowych i medycznych i niestrudzenie zabiegał o rozwój infrastruktury w ogóle. Tutaj doradca rządowy Kochanowski założył oddział okręgowy Czerwonego Krzyża. Nawet po opuszczeniu miasta obmyślone przez niego projekty były nadal realizowane. Dowodem tego jest tablica na budynku Centralnego Szpitala w Kimpolungu, która głosi, że szpital ten powstał za namową i pod czynnym osobistym kierownictwem doradcy rządowego Józefa Kochanowskiego, a otwarty został 1 lipca 1892 roku.
Józef Kochanowski przez 14 lat reprezentował to miasto jako dzielnicę w austriackim parlamencie. Otrzymał za to zasłużony tytuł Honorowego Obywatela Miasta Kimpolung.
Ojciec Iwan Szich, mąż jednej z córek księdza Mykoły Ustijanowicza, pozostawił wspomnienia o tym mieście z tamtych czasów: „Kimpolung to czyste, piękne miasto, liczące około 7 tysięcy mieszkańców, głównie Rumunów, Żydów, Niemców, Polaków i kilku Ukraińców . Działa starostwo powiatowe, sąd, administracja skarbowa, trzy parafie prawosławne, jedna parafia greckokatolicka, pięć kościołów i trzy szkoły ludowe. Od 1888 roku Kimpolung jest połączony koleją z Czerniowcami. Położony w malowniczym kurorcie, wśród stromych szczytów, pachnących lasów i rwących strumieni, Kimpolung przyciągał ludzi wielu narodowości... Było tam około 100 ukraińskich rodzin”.
O tym okresie życia miasta i domu szanowanej rodziny Kochanowskich dowiadujemy się z krótkich notatek ówczesnej prasy, wspomnień współczesnych, badaczy twórczości Olgi Kobylańskiej, a przede wszystkim z pamiętników młodej Olgi.
Kiedy jej ojciec Julian Kobylański na starość objął stanowisko sekretarza, rodzina przeniosła się z Suczawy do Kimpolungu w 1875 roku, więc trzeba było zdecydować się na godne społeczeństwo, w którym będą, a przede wszystkim wychowane zostaną ich dzieci. I oczywiście dom czcigodnego starosty Józefa Kochanowskiego został całkowicie przeznaczony do tego celu.
A ponieważ Olga Kobylańska od najmłodszych lat miała potrzebę spisywania wszystkich swoich myśli na papierze, starannie prowadziła pamiętnik z 1875 r., na którego stronach byli obecni wszyscy członkowie rodziny Kochanowskich i życie mieszkańców tego miasta. Oczywiście z punktu widzenia młodej panny.
Dlatego w całej historii będziemy cytować Olgę Kobylańską, która szczegółowo odtworzyła wszystkie wydarzenia, które miały miejsce w Kimpolungu i przekazała stan emocjonalny młodych dam. Przecież w tamtym czasie była moda na dziewczęce pamiętniki.
Dlatego Augusta Kochanowska, czyli „jasny anioł Augusty”, jak ją nazywała Olga, idąc za przykładem Kobylańskiej, również założyła taki dziennik w Kimpolungu i prowadziła go jedynie w języku niemieckim w latach 1883-1884. Obydwa pamiętniki znajdują się obecnie w Czerniowieckim Muzeum Pamięci Literackiej O. Kobylyańskiej.
„My, czyli ja, Gusta i Jadwiga, szlyśmy razem…” Tak Olga Kobylanska opisywała na stronach swojego pamiętnika ich codzienne przygody i zamęt emocjonalny przez te wszystkie lata ich komunikacji, a Augusta Kochanowska również je odnotowała , czyli stanowiły taką nierozłączną trójcę. Przez całe życie utrzymywały przyjazne stosunki.
Tak więc tutejsze dzieci uczyły się samokształceniowo, rysowały, grały na pianinie, jeździły konno po zboczach górskich, brały czynny udział w amatorskich przedstawieniach teatralnych, zakochiwały się i były zawiedzione. Do szkolenia zatrudniano prywatnych nauczycieli. Ale nadal trzeba było uczyć się muzyki, gry na instrumencie muzycznym i dobrych manier.
I tak dzieciństwo i młodość Olgi Kobylańskiej, Augusty i Jadwigi Kochanowskich w Kimpolungu to czytanie książek, spacery po górach, latem jazda konna, zimą jazda na łyżwach, granie na fortepianie i śpiewanie, udział w amatorskich przedstawieniach teatralnych, imprezy i tańce. Połączyła ich wspólna pasja do rysowania, a co najważniejsze - zrozumienie piękna otaczającego świata i chęć zapisania na papierze tego, co widzieli i czuli.
Olga Kobylańska z dumą potwierdziła znaczącą rolę przyrody w swoim życiu i twórczości w liście do Osypa Makoweja: „...Wiesz, że jestem ludzkim dzieckiem z lasu, które do 10 roku życia biegało bosą, a nie w butach. I biegała po górach, i z tym wspinała się do lasów.” Nawet gdy rodzina Kobylańskich opuściła już Kimpolung, Olga przy każdej okazji wracała do tych niebiańskich miejsc.
Nie wyobrażała sobie życia i twórczości bez natury, w jej opisach przyroda ożywa. Postrzegając sercem surowe piękno gór, rozkoszując się ich ciszą, podziwiając burze, pisarka nigdy nie traktowała natury jako dekoracji i ozdoby. Natura miała taki sam wpływ na Jadwigę i Augustę Kochanowskich.
Augusta jest stałym towarzyszem Olgi na spacerach po górach i na łonie natury. W lipcu 1883 roku napisała: „Dzisiaj jak zwykle poszłyśmy w góry z Jewgienią i Olgą w międzygórze. Olgę widuję codziennie, a kiedy się nie widujemy, jest mi smutno. A ja zawsze jestem szczęśliwa i z utęsknieniem czekam na moment, w którym się spotkamy. Bardzo ją kocham, ona mnie też, wiem to. Jestem bardzo szczęśliwa. Moim palącym pragnieniem było mieć taką przyjaciółkę. Znalazłam ją. Nie mógłabym bez niej żyć.” A później, w grudniu tego samego roku, kontynuowała: „Obie bardzo dobrze harmonizujemy i bardzo dobrze do siebie pasujemy”. Augusta pisała: „Czy w głębi duszy nie pragnęłam mieć taką przyjaciółkę? Znalazłam ją, nie mógłabym bez niej istnieć.” Później to właśnie Augusta stała się jedną z pierwszych bukowińskich artystek, która jako główny temat swoich prac wybrała piękno Karpat i Bukowiny. Zilustruje ona większość prac Olgi Kobylańskiej. Ale co tam, skoro „drogiej Auguście” Olga Kobylańska zadedykowała „krótką fantazję” „Człowiek z ludu”, napisaną 11 maja 1886 roku we wsi Dymka.
Warto dodać, że zarówno kompanii, jak i samym dziewczynom pozwolono pokonać niezwykle niebezpieczne tereny górskie i odległe. Oznacza to, że w tamtych czasach było całkiem normalne pozwalanie dzieciom na samodzielne wyruszanie w tak niebezpieczne podróże.
Spacery należały do rekreacji kulturalnej, były też tradycje i etykieta. A jeśli arystokracja przechadzała się ulicami miasta, przede wszystkim Kaizerstrasse i parkami, to młodzież wybierała się w góry.
Olga była zawsze bardziej dokładna i zostawiała więcej informacji: „Potem poszłyśmy na spacer z Zosią i oczywiście z Kochanowskimi” i dalej „W niedzielę powinien być spacer do Putnej. Dokładnie rok temu byłyśmy razem z Genią na takim spacerze. Ja też chętnie pojadę, ze względu na Jadwigę, Gustę i Olesję.”
„Raz Jadwisia, Gusta, Oleś i ja poszliśmy daleko w góry, między skały. W ogóle nie poszliśmy spać, spacerowaliśmy do świtu. O świcie my, czyli Kochanowski, Oleś, Wanda itd., poszliśmy do klasztoru, słuchaliśmy tam echa, spotkaliśmy wschód słońca, śpiewaliśmy, rozmawialiśmy…”
„Częste spacery po górach i ich odległych okolicach Watra - Dorna, Raryv, Moldawica, Putna - konno i pieszo, w towarzystwie inteligentnej młodzieży - dały dziewczynie możliwość nie tylko podziwiania piękna przyrody, ale także studiować charaktery swoich przyszłych bohaterów. Tam, pośród ciemnej niewoli, ludzie stali się ciekawsi, każdy objawiał się na swój sposób.” Kobylańska ważniejsze miejsce stawia przyrodzie, bo „Przyroda jest często zwierciadłem naszej duszy…” lub „Kiedy szłam w góry, do lasu, odwracałam się wzruszona, z ożywionymi oczami i niezwykle szczęśliwa”. I głęboko filozoficzne „Tylko góry owinięte błękitną mgłą zachowały spokój…”
Głębokie poczucie piękna górskiej przyrody, wśród której dorastały, towarzyszyło dziewczynom przez całe życie. Augusta i Jadwiga Kochanowskie przekazały swoje emocje kolorem, a Olga Kobylańska - słowem.
A w szanowanym domu naczelnika Józefa Kochanowskiego wszystkim zarządzała jego urocza żona Wiktoria, która posiadała dość dużą gospodarkę, odpowiednio chroniła dobre imię męża i wartości rodzinne oraz dobrze wychowała czworo uroczych dzieci.
Życie kulturalne Kimpolunga było bardzo aktywne, a także dla grupy zaawansowanej młodzieży, która interesowała się sztuką i promowała ją wśród mieszkańców Kimpolungu, rodzin Kochanowskich, Kobylańskich, Okuniewskich, a także Ustyjanowiczów, doktora Niznera i jego córki Malwiny, pianistki, u której mieszkała w 1901 roku Lesia Ukrainka. W ich kompanii brały udział nauczycielki Berta Müller, Natalia Kobryńska z bratem Jewhenem, „bardzo muzykalny i bardzo młody człowiek Erast Mandyczewski”. Tak ciekawe i bogate życie muzyczne i artystyczne toczyło się w Kimpolungu, wsparte wysiłkami Józefa Kochanowskiego. Przecież stanowisko starosty wymagało częstego przyjmowania dostojnych gości ze stolicy, kontrolujących różne organy, a zgodnie z ówczesnymi zasadami rezydencja naczelnika jest zawsze otwarta dla gości.
Rodzina Kobylańskich zawsze żyła w dobrych stosunkach z Kochanowskimi, choć być może było to spowodowane tym, że Julian Kobylański utrzymywał dużą rodzinę, więc oczywiście traktował starszego Józefa Kochanowskiego z szacunkiem. Choć w tamtym czasie tak szanowana osoba jak sołtys Józef Kochanowski była oczywiście traktowana przez wszystkich w Kimpolungu z należnym szacunkiem i pobożnością.
Olga Kobylańska z sentymentem wspomina atmosferę, która panowała w tej rodzinie przez lata ich znajomości ze wszystkimi perypetiami, jakie te rodziny spotkały. Tak więc drzwi do tej szanowanej rodziny Kochanowskich były zawsze otwarte dla rodziny Kobylańskich, przede wszystkim dla małej Olgi. Dzieciństwo i młodość spędziła całkowicie w towarzystwie sióstr Kochanowskich - Marii (Mici), Jadwigi (Hedwig) i jasnego anioła Augusty.
Kochanowscy mieli dobrą bibliotekę. Olga często go używała. Tam słuchała muzyki, poznawała ciekawych ludzi, co sama zresztą potwierdziła później w swojej” Autobiografii” w listach do prof. Smal-Stockiego o sobie: „Tak, w domu krewnych Augusty Kochanowskiej wiele się nauczyłam, zbierałam dobre książki, słuchałam dobrej muzyki, poznawałam dobrych ludzi i z sympatią spotykałam się z Ukraińcami, ponieważ sam ojciec Augusty pomógł mojemu ojcu w budowie kościoła unickiego dla społeczności ukraińskiej w Kimpolungu”.
Dom Kochanowskiego w Kimpolungu stał się ośrodkiem świeckiego wypoczynku, salonem muzycznym i literackim. Tutaj mieszczanie spędzali czas i wypoczynek, odbywały się bale, tzw. wieczory. Młode damy z „wyższego świata” demonstrowały tu swoje najmodniejsze toalety. W dni powszednie spędzali tu czas lokalni urzędnicy i inteligencja. Oprócz muzyki salony interesowały się literaturą.
Popularne były tzw. wieczory i imprezy domowe. Były swego rodzaju społecznym obowiązkiem utrzymywania relacji rodzinnych, towarzyskich i zawodowych. Salony i kolacje na zaproszenie były wydarzeniami prywatnymi, dostępnymi dla wąskiego kręgu elity. Aby się tu dostać, trzeba było mieć wysokie stanowisko, tytuł lub rekomendację. Gości przyjmowano zwykle w określonym dniu. A wszystko to należało do obowiązków żony naczelnika, Wiktorii Kochanowskiej.
Oczywiście dziewczęta brały najaktywniejszy udział w życiu towarzyskim Kimpolungu, a każdy nowy mieszkaniec, który się tam pojawiał, od razu trafiał pod czujne oko zarówno młodych pań, jak i ich troskliwych matek. A matka Wiktorii starała się, aby szlacheckie społeczeństwo odwiedzało dom. Dlatego też, kiedy w 1880 roku młody lekarz Pitzlinger przybył do pracy w Kimpolung, rodzina Kochanowskich nie przegapiła okazji, aby zaprosić eleganckiego i inteligentnego mężczyznę, który również był kawalerem, na jeden z zaproszonych wieczorów tanecznych. Tam on pokochał miłą Micię i po kilku miesiącach zaręczyli się. Ślub był spokojny, a po nim para natychmiast opuściła Kimpolung i udała się na stałe do Kocmania. Potem ślad po ich rodzinie zaginął...
W tamtych czasach rozrywką były także przedstawienia teatralne. Rodzice zrozumieli, że ich dziewczynki uczestniczą w teatrach improwizowanych – to edukacja dobrych manier, muzyki, opanowania Słowa i faktycznego „wychodzenia do ludzi”. Tak zwane „kina domowe” odbywały się głównie w mieszkaniu Kochanowskich. W wieku 15 lat Olga Kobylańska po raz pierwszy zagrała w prywatnej rezydencji Kochanowskich. Jak wspominała jej starsza siostra Jewgenia, podobne teatry organizowano w rodzinie Kochanowskich w święta Nowego Roku, Bożego Narodzenia i Wielkanocy. Po występie grała muzyka i ludzie tańczyli do 3-4 rano. „I tak w Boże Narodzenie 1877 roku graliśmy w domu Miki w kinie domowym, a mianowicie sztukę „Wer zuletzt lacht lacht am besten” (niem. „Kto się śmieje, śmieje się ostatni”). W spektaklu zagrałam ja, Mici i Olga.” Ta forma sztuki stała się jedną z jej ulubionych do końca życia, nie tylko z powodzeniem odgrywała role, ale także sama organizowała wieczory teatralne. Augusta Kochanovska pisze o tym także w dalszej części swoich pamiętników: „Kimpolung, 29 października 1883 r., poniedziałek. ... Olga przyszła do mnie zaraz po obiedzie. Zwróciła mi pożyczone książki i przyniosła kolejną wiadomość, która była dla mnie dużym zaskoczeniem. 25 listopada odbędzie się występ, a potem jak zwykle tańce…”
Jak pisze E. Panczuk, wnikliwy badacz biografii i życia Olgi Kobylańskiej w ówczesnym Kimpolungu: „Później kina domowe przestały zaspokajać zainteresowania młodzieży Kimpolungu, a amatorzy zaczęli występować przed mieszczanami oficjalnie, w tzw. teatrach amatorskich. To prawda, że w tym celu konieczne było już oficjalne pozwolenie, ale najwyraźniej Józef Kochanowski był przychylnie nastawiony do tej akcji, ponieważ „miłośnicy sztuki z Kimpolungu otrzymali pozwolenie na spektakl „Natalka Połtawka” I. Kotlarewskiego.
W Kimpolungu grano także wysoką muzykę klasyczną. Tak, siostra Jewgenia ”była uważana za najlepszą pianistkę w Kimpolungu. Mogła zagrać Beethowena.” Skoro miała nawet poważny zamiar dołączyć do Lwowskiego Teatru Ukraińskiego, o czym pisała do jego dyrektora.
Osobne i bardzo znaczące miejsce w życiu kulturalnym Kimpolungu i jego mieszkańców zajmowały bale, które odbywały się zwykle zimą w okresie karnawału. Trwał on pomiędzy Bożym Narodzeniem a Wielkim Postem – od końca grudnia do końca lutego. Najważniejszym był Bal Wiedeński na dworze cesarskim. Dostęp do niego miały jednostki, zazwyczaj wysocy urzędnicy, na osobiste zaproszenie cesarza. Lokalne bale zaczęto oficjalnie organizować wraz z wprowadzeniem rygorystycznie egzekwowanych przepisów dotyczących balów. Aby zorganizować taką imprezę, trzeba było uzyskać zgodę Zarządu Powiatu i wpłacić do skarbu miasta 20 kreicerów. Powstał szablon regulaminu sali balowej, zawierający porządek i program tańców. Grano tu tańce niemieckie, kadryl i menuet – główny taniec ówczesnej Europy, który później ustąpił miejsca walcowi. W przeddzień sezonu karnawałowego młodzi ludzi uczestniczyli w zajęciach tanecznych, aby zimą zaprezentować swoje talenty najlepiej jak potrafią. Według ówczesnych norm dziewczyna z „porządnego domu” miała prawo chodzić na bal od 15-16 roku życia. Przygotowując się do balu, jej pierwszym priorytetem był wybór sukni balowej, w czym brała udział cała rodzina. Kobietom zalecano noszenie zamkniętej sukni z aksamitu lub jedwabiu, rękawiczek za łokcie, zabranie ze sobą bukietu kwiatów i wachlarza. Na balach szukali pary, rozstrzygali kwestie polityczne i prowadzili rozmowy biznesowe.
Z pamiętników O. Kobylańskiej dowiadujemy się, że wnętrze sali tanecznej kasyna w Kimpulungu w latach 80. XIX w. składało się z ław i krzeseł, a w sąsiednim pomieszczeniu znajdował się kredens (Esszimmer). W przerwach między tańcami goście prowadzili towarzyskie rozmowy, dziewczyny tańczyły i rozmawiały z panami. W takim społeczeństwie ważne było przestrzeganie „dobrego tonu” i „wyrafinowanych” manier.
Prawdopodobnie pierwszy bal Olgi Kobylańskiej odbył się w kasynie Kimpulungu, „gdzie miała na sobie skrzydlaty kapelusz ozdobiony czerwoną różą”. Z początkiem lutego 1886 r. O. Kobylańska wspomina wizyty na balu miejskim (Bürgerball). W następnym roku, w lutym 1887 r., zanotowała, że „wszyscy jej najlepsi przyjaciele poszli na bal (Ballabend Unterhaltungen) i ubolewa: «Nigdy wcześniej nie byłam na tak wielkim, fantazyjnym przyjęciu». Najprawdopodobniej przyjaciele pisarki wybrali się w czasie karnawału do Czerniowiec, stolicy regionu. Natomiast rodzinie O. Kobylańskiej brakowało wówczas pieniędzy na tak kosztowną imprezę (strój balowy, bilet wstępu itp.). Dla niezamężnych kobiet bal był szansą na znalezienie męża, zwłaszcza na balach oficerskich.
A już bale dawały dużo miejsca na dyskusję, bo tam zawsze odbywały się ciekawe wydarzenia, ludzie poznawali się, zakochiwali... Ze wspomnień Olgi Kobylańskiej dowiadujemy się, że na sali bawiono się, tańcząc, rozmawiając i żartując, sama Olga grała na pianinie i śpiewała, a podczas tańca towarzyskiego jeden z gości wręczył jej bukiet kwiatów.
Już sam fakt, że w tej szlacheckiej rodzinie wydarzyła się pierwsza i najsilniejsza miłość Olgi Kobylańskiej, jest dowodem na to, że w rezydencji Kochanowskich toczyło się bardzo aktywne życie społeczne. W tamtym czasie za zasadę dobrych manier uważano wszystkich dostojników, którzy przyjeżdżali do pracy do Kimpolungu, aby złożyć wizytę Kochanowskiemu. Wiadomo zatem, że kiedy dr Teofil Okuniewski przybył tam, aby pracować jako lekarz powiatowy, złożył taką wizytę także swojej córce Sofii i siostrzeńcowi Jewhenowi Ozarkiewiczowi. Na przyjęciu obecne były także obie siostry Kobylańskie. A skoro lekarz zakochał się w pięknej Jewgienii, Olga nie mogła oderwać oczu od młodego Ozarkiewicza, który w tym czasie studiował medycynę. Powstała między nimi bardzo ciepła relacja. Ale lekarz poszedł na studia, a Olga po raz pierwszy przeżyła niesamowicie silne emocje... A ponieważ dziewczyny dzieliły się swoimi emocjonalnymi przeżyciami nie tylko na stronach pamiętnika, to Jadwiga Kochanowska, aby Olgę pocieszyć, w swoim dziewiczym pamiętniku narysowała portret Jewhena Ozarkiewicza.
I oczywiście, jak na takie młode, kruche panienki, wychowane na klasycznych powieściach kobiecych, one marzyły o wielkiej miłości, zakochiwały się i często bez wzajemności cierpiały... Jednym słowem, gorzkie i głębokie przeżycia delikatnych dusz obu sióstr Kochanowskich i Kobylańskich przez cały czas, gdy przebywali razem w Kimpolungu, jako pierwsze trafiały na karty pamiętników.
Do zimowych rozrywek zaliczała się także jazda na łyżwach, o czym świadczy kolejny wpis w pamiętniku Olgi z wieczora 5 stycznia 1884 roku: „Postanowiłam jeździć na łyżwach i dzisiaj wzięłam już pierwszą lekcję u Kochanowskich, oczywiście tajną…” . I wkrótce od 7 stycznia 1884 r.: „Uczę się jeździć na łyżwach, dzisiaj byłem w grupie po raz pierwszy, Kozub też jeździ na łyżwach. Na początku jechałem z nim i z Hedwigą, wszyscy trzej czuliśmy się tak śmiesznie…”. Wiedzieli jak dobrze się bawić... Przy najmniejszym skręcie sań wszyscy gwałtownie piszczali. Ach, jaki piękny dzień był wczoraj! To była zabawa…"
A 28 marca 1877 roku w górskiej miejscowości Kimpolungu w rodzinie sołtysa Józefa Kochanowskiego i jego żony Wiktorii miało miejsce kolejne radosne i długo oczekiwane wydarzenie – urodziło się ich najmłodsze dziecko, syn Wiktor.
Ich idylla zakończyła się jednak w połowie lata 1885 roku, czego Olga Kobylańska nie omienęła zapisać w swoim pamiętniku: „Wieczorem odbył się pochód z pochodniami do Kochanowskiego, który jako doradca administracji regionalnej przeniesie się do Czerniowiec…”. Całe ich beztroskie życie dzieciństwa i młodości kręciło się wokół Kochanowskich i zatrzymało się „... bo Kochanowscy tam wyjeżdżają”, a Kobylańskiej „zostały już tylko góry, z którymi mogła porozmawiać i podzielić się swoim smutkiem” w Kimpolungu.
Chociaż członkowie rodziny Kochanowskich odnaleźli swoje właściwe miejsce na kolejnych stronach pamiętnika Kobylańskiej, ona nadal komunikuje się pisemnie ze swoim „jasnym aniołem Gustą”.
Szczera przyjaźń, która powstała między dziewczętami obu rodzin w dzieciństwie, trwała ponad pół wieku. A „tymczasem Kimpolung nie miał pojęcia, jaka osoba w nim dojrzewa”.
15 lipca 1885 r. Józef Kochanowski przeniósł się do Czerniowiec jako doradca władz powiatowych. „Żal mi tylko Gustonki, to słodka, czysta, życzliwa istota. Nigdzie indziej nie znajdę takiego anioła” – stwierdziła Olga Kobylańska na krótko przed wyjazdem Kochanowskich do Czerniowiec. Niosły ze sobą wzajemne ciepło przez te wszystkie lata i próby życiowe, które spotkały te czyste dusze.
Przygotowane przez Lesię SZCZERBANIUK,
dyrektor Biblioteki Miejskiej imienia Anatolija Dobriańskiego.
Zdjęcia z ekspozycji czerniowieckiego Obwodowego Muzeum Historii Lokalnej.
Ciąg dalszy w następnym numerze gazety.
https://bukpolonia.cv.ua/index.php/uk/osobystosti/608-dom-szanowanego-i-wyksztalconego-starosty-kochanowskiego#sigProIdc5354665a0